Millennium pracowała w kompleksie szklarni znajdujących się nieopodal Russel Square. Zajmowała się nie tylko pielęgnacja kwiatów, układaniem kompozycji ale i czasami dostarczaniem ich do celu. Tego dnia krople deszczu bębniły głośno w szklane dachy budynku i spływały strużkami po ścianach. Ogrodnicy przechadzali się między ubitymi z ziemi ścieżkami, pilnując, by ich botanicznym dzieciom niczego nie brakowało. Szklarnie były podłużne i miały po pięć rzędów roślinności i specjalnych inspektów. Millenium przechadzała się jedną z alejek w poszukiwaniu pożądanych róż. Kiedy nazbierała już już całkiem spory bukiet wybiegła z szklarni i udała się do małego budynku stanowiącego centrum kompleksu. W budyneczku tym mieściło się prowizoryczne biuro, pracownia oraz najzwyklejsza kwiaciarnia. Wstawiwszy kwiaty do wielkiego wiadra dziewczyna wytarła mokre dłonie i zdjęła kaptur przeciwdeszczowego płaszcza (żeby nie było smutno płaszcz był czerwony w różnokolorowe kropki). Kilka pozostawionych samotnie kwiatów leżało na długim drewnianym stole, porzuconych, nikomu nie potrzebnych, więc M usiadła na tymże stole i uplotła sobie z pozostałości wianek.
-Holly!
-Idę!